wtorek, 25 lutego 2020

17.07.2019 Żelazna Góra- Górowo Iławeckie (Dwórzno)

Wczesnym rankiem Pani Marianna zaprasza nas na śniadanie. Przypomina nam się dzieciństwo i śniadania u babć. Pani opowiada jeszcze kilka historii że swojego życia, a każda z nich ma w tle: "Dzięki Bogu". Później idziemy do Kościoła. Ksiądz Władysław zaproponował, że odprawi nam Mszę św. przed drogą. To wielka radość i łaska. Modlimy się za zmarłą mamę księdza Jana. Później ksiądz zaprasza jeszcze na kawę, z której właściwie robi się duże śniadanie. Ksiądz z wielką radością smaży nam jajecznicę, znowu wydobywa robione przez siebie smaczne przetwory i opowiada o parafii i swojej rodzinie. Na koniec dostajemy prowiant na drogę i błogosławieństwo. Ogórki kiszone zabieramy bardzo chętnie ale nie bardzo chcemy zabierać konserwę. Zatroskany ksiądz wypowiada, można by rzec, prorocze słowa, że może dziś nic nie będziemy miały na kolację. Jak z taką miłością i pogodą ducha dawane, to zabieramy. Po wyjściu chce nam się dziękować i śpiewać głośno dzisiejszy psalm: "Błogosław, duszo moja, Pana, * i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego" Po odśpiewaniu hymnów i "Godzinek" na dłużej zatrzymujemy się przy Słowie Bożym wyznaczonym w liturgii na dzisiejszy dzień. Słowo dotyka, przemienia, daje siłę i "pomysł" na kolejne kroki. Można też powiedzieć, że mamy ilustrację do słów z dzisiejszej Ewangelii: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom." Postawa Księdza Władysława i Jego Rodziców obrazuje owych "Maluczkich". Mamy wzór. Z każdym dniem droga staje się trudniejsza fizycznie, ale widoki, soczysta zieleń, bociany niemalże przy każdym domu i liczne ich gromady na łąkach, uśmierzają ból. Po 25 km, gdzie spodziewałyśmy się być na Eucharystii i prosić Księdza o pomoc w zorganizowaniu noclegu, okazało się, że proboszcz na urlopie. Zatem z trudem podejmujemy kolejne 10 km. Idziemy ścieżką rowerową. Jest pięknie i cicho. Docieramy do Górowa Iławeckiego, ale i tak tam Księdza proboszcza nie ma. Zaczepiamy dwie młode kobiety pytając o możliwości noclegu w tym miasteczku. Stoją z nami przez godzinę wydzwaniając i marznąc. Dosłownie Anioły. Rozstajemy się z nadzieją, że coś się uda. Po 15 min dzwoni zatroskana Dorota proponując, że zawiezie nas z mężem na pole namiotowe 4 km dalej. Chętnie korzystamy. Kolejny dzień, w którym doświadczamy wielkiego serca Boga i człowieka. Noc, choć zimna, to jednak dla nas ciepła. Do namiotu dostajemy od Pani Joanny dodatkowe karimaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

09.05.2020 Maryniec – Złotów

Rano jesteśmy na Mszy św. w Złotowie, po której Justyna odwozi mnie z powrotem na trasę. W uszach piękny śpiew ptaków i Słowa Jezusa: „Fi...